Numer 10 (62) Październik
W numerze między innymi:
Aktualności
UMTS - sprzedaż przyszłych możliwości
Prawym sierpowym w UMTS
Przepisy wchodzą w życie
Poczta głosowa w TP SA

Wstępniak
Spis treści
Redakcja
Reklama
Prenumerata
Archiwum
Rocznik :
© Lupus Sp. z o.o.
Prawym sierpowym w UMTS
Andrzej J. Piotrowski

Plan kupienia wyborców za kwoty, które sami będą musieli wysupłać z kieszeni, wydaje się absurdem. A jednak ogłoszone 1 września br. plany dotyczące udzielenia licencji na telefonię komórkową trzeciej generacji - UMTS - sprowadzają się do takiego właśnie zabiegu.

Dosyć ponuro brzmią opowieści o szalonych możliwościach, które otworzą się przed użytkownikami, podsumowane opłatą za udzielenie koncesji za kwotę nie mniejszą niż 3,75 mld euro.

Uzyskana od operatorów suma - powiększona o koszty uzyskania takich środków (kredyty, obligacje), nakłady na budowę oraz utrzymanie nowych sieci i zysk operatorów, będzie musiała być zebrana w opłatach od abonentów. Jeśli dla uproszczenia przyjmiemy, że abonenci UMTS będą musieli zwrócić operatorom jedynie "czystą" kwotę (bez kosztów kredytowania), a będzie ich dwukrotnie więcej niż dzisiaj abonentów GSM (znowu optymizm?), to uzyskamy mniej więcej jedną średnią płacę miesięczną. Przyjęta w tym oszacowaniu liczba potencjalnych abonentów odpowiada liczbie osób pracujących. Gdyby więc założyć, że telefony UMTS zakupią jedynie firmy-pracodawcy (ciągle jeszcze w Polsce panuje przekonanie, że jak płaci firma, to nikogo to nie boli), to na samo pokrycie dodatkowych kosztów wynikających ze zwrotu operatorom opłaty licencyjnej muszą do kosztu ponoszonego na pracownika doliczyć jedną średnią krajową pensję. Z pewnością jednak nie każdy pracownik w Polsce uzyska telefon od swojego pracodawcy. A więc część osób będzie musiała sama zapłacić swoją "składkę". Jeśli ich oczekiwania płacowe (w końcu za usługi telefoniczne nie płaci się z oszczędności, lecz z zarobków) mają być spełnione, to koszty poniesione przez pracodawców będą dwukrotnie wyższe (trzeba bowiem uwzględnić podatki i wszystkie składki socjalne).

Oczywiście takie oszacowania społecznego kosztu opłaty licencyjnej staną się nieco mniej szokujące, jeśli rozłoży się je w latach. Na kwotę, której żąda dzisiaj (jako minimum) rząd, każdy z potencjalnych 10 mln abonentów przez 15 lat obowiązywania koncesji powinien wpłacać po 2 euro miesięcznie. Jeśli zostanie uwzględniony czas, w jakim możliwe będzie praktyczne rozpoczęcie świadczenia usług i koszt kredytowania oraz fakt, że uzyskanie 10 mln klientów będzie musiało potrwać, samo odzyskanie opłat licencyjnych wymusi wzrost opłat abonamentowych o co najmniej kilkanaście złotych.

Czy kilkanaście złotych to dużo, czy mało? Jak na usługę, która - według deklaracji ministra Szyszki - ma być filarem wprowadzania Polski w nowy świat społeczeństwa bazującego na wiedzy i wymianie informacji, to przeraźliwie dużo. W zasadzie już dzisiaj można przewidzieć, że taki poziom opłat kieruje całe przedsięwzięcie o nazwie UMTS na tory elitarności. W zasadzie można spodziewać się, że wysoko postawiona poprzeczka stworzy na wstępie na tyle wysoki próg opłat, że gdy nadejdzie rok 2005 (proponowany rok trzeciej raty opłat) liczba abonentów UMTS będzie daleko mniejsza od przyjętych do wstępnego oszacowania 10 milionów. Jest więc więcej niż prawdopodobne, że UMTS przyłączy się do grona wielkich niedokonań. Tak jak wybór operatora lokalnego dla Warszawy, czy wybór operatorów łączności międzymiastowej.

Jeśli nie można uczyć się na błędach innych, warto przynajmniej analizować przyczyny własnych niepowodzeń. Choć za każdym z wielkich niepowodzeń kryje się nazwisko innego ministra łączności, to jednak dotyczą one tego samego resortu. Przy tak szczęśliwej ręce można by się jedynie zastanawiać, jakim cudem udało się na inwestora strategicznego TP SA wybrać firmę, która nie zbankrutowała tydzień później, lecz wprost przeciwnie - ma się ciągle całkiem dobrze. Nasuwa się tu tylko jedna bardzo pesymistyczna refleksja. Władze w Polsce nie dostrzegają w infrastrukturze koła zamachowego gospodarki, lecz raczej traktują je jak koło fortuny, które silnie pokręcone ma szansę przynieść doraźne profity.

Najwyższa z wylicytowanych w krajach UE kwot za licencje UMTS (100 mld marek w Niemczech) jest tylko nominalnie wyższa od kwoty otwarcia w Polsce. Czy i jak gospodarka danego kraju poradzi sobie z tego typu zaburzeniem, zależy nie od liczby ludności i jej siły nabywczej, lecz od potencjału gospodarczego kraju. Kwota uzyskana przez rząd niemiecki wynosi ok. 2% wartości produktu krajowego Niemiec. Można się obawiać, że nawet dla tak silnej gospodarki przyniesie to zauważalne zaburzenie. Jednak zarówno Niemcy, jak i Anglia nie mają takich zaległości w rozwoju sektora telekomunikacyjnego jak Polska. Dysponują znacznie lepiej rozwiniętym rynkiem GSM i reformę sektora (odejście od monopolu) mają w znacznej mierze za sobą. Zarówno w Anglii, jak i w Niemczech problem dostępu do usług telekomunikacyjnych na terenach wiejskich ma niemal marginesowe znaczenie, przy czym dysproporcje w poziomie życia ludności zamieszkującej tereny wiejskie i duże aglomeracje nie są tak drastyczne, jak w Polsce. Wszystkie te elementy pozwalają sądzić, że błąd, jakim było wymuszenie tak dużych opłat, stosunkowo szybko zostanie skompensowany.

Progowa opłata za licencje UMTS w Polsce w odniesieniu do PKB jest wyższa niż finał licytacji w Niemczech. Przedstawianie mechanizmu doboru operatorów jako konkursu piękności z elementami przetargu finansowego wydaje się być - delikatnie to określając - bałamutne. Na planowane pięć licencji trzy w zasadzie zostały już rozdysponowane. Dotychczasowi operatorzy GSM nie bardzo bowiem mają wybór. Nieuzyskanie licencji na telefonię trzeciej generacji oznacza, że dana firma za kilka lat będzie musiała pogodzić się ze stopniowym przejściem w niebyt. Dzisiejszy GSM będzie bowiem wygasał, tak jak to się dzieje z telefonią NMT.

Ten dylemat - być albo nie być, stał się źródłem tak drastycznej walki o licencje w europejskich aukcjach. Choć krajów w UE jest wiele, to akurat rynki o największym znaczeniu objęte zostały strategią aukcji. Zażarta walka wynikała m.in. z faktu, że niektórzy pretendenci nie mogli dopuścić do utraty macierzystego rynku. Argumenty o racjonalności decyzji finansowych podejmowanych w sektorze gospodarki prywatnej nie do końca odzwierciedlają rzeczywistość. Gdyby tak było, nie mielibyśmy do czynienia z upadającymi firmami. Oczywiście w sektorze bardzo dużych przedsiębiorstw upadki najczęściej sprowadzają się do przejęcia firmy przez inne przedsiębiorstwo z branży, jednak nie oznacza to praktycznie nigdy całkowitego spłacenia wierzycieli. W telekomunikacji do niedawna, gdy dominowały narodowe monopole, upadłość praktycznie nie była możliwa. Skutki niewłaściwych ocen i błędnych decyzji ponosili abonenci danego kraju, czasem podatnicy. Wraz z liberalizacją sektora pojawiły się jednak i przykłady niepowodzeń. W Anglii upadłość ogłosiła Ionica, która źle oceniła możliwość konkurowania z BT w obsłudze klientów przez radiowe łącza dostępowe. Pouczające jest przy tym, że upadłej firmy Ionica nikt nie chciał przejąć. W wyniku interwencji brytyjskiego rządu, BT zgodziło się przejąć jedynie zobowiązania w stosunku do abonentów.

Czy przelicytowane kwoty za UMTS staną się źródłem pierwszych spektakularnych upadków operatorów telekomunikacji ruchomej? W sprawę zaangażowały się koncerny o potencjale, który cały czas pozwala oczekiwać happy endu. Jednak finansiści dostrzegli skalę ryzyka i posypały się ostrzeżenia. Mimo dobrych wyników finansowych, banki zaczęły obniżać oceny zdolności kredytowej zwycięzców. Zareagowały również giełdy, przeceniając akcje. Plany dotyczące finansowania zobowiązań koncesyjnych w drodze emisji obligacji doznały poważnego uszczerbku - obniżona wiarygodność firmy oznacza wyższy koszt zebrania kapitału. Nie można więc wykluczyć, że zwycięstwo w przetargu na UMTS okaże się bardzo bolesne dla wielu firm, i nawet jeśli nie doprowadzi ich do upadłości, to może spowodować przetasowanie sił.

Perturbacje finansowe koncernów telekomunikacyjnych mogą przynieść efekt ograniczenia aktywności tych firm w innych segmentach rynku. W przypadku polskich operatorów GSM niemal oczywiste jest, że wygórowane opłaty za UMTS w pierwszej kolejności ostudzą rozwój telefonii GSM. Trzej obecni operatorzy mają jeszcze do spłacenia bardzo duże kwoty zadłużenia związane z dotychczasowymi inwestycjami. Nowe obciążenie, mimo pozorów zwiększenia konkurencji, w oczywisty sposób przełoży się na ograniczenie dotychczasowego zakresu promocji. Raczej trudno będzie się spodziewać wprowadzania kolejnych atrakcyjniejszych schematów taryfikacyjnych czy promocyjnych cen, w ramach których operatorzy finansują pokaźną część kosztów aparatu, by pozyskać nowego klienta. Bardzo prawdopodobne jest więc spowolnienie tempa przyrostu abonentów i to na długo przed jakąkolwiek ofertą związaną z UMTS-em.

Na zakończenie należy jeszcze rozważyć dosyć istotne pytanie - czy pomijając problemy obciążenia sektora telekomunikacyjnego, wpływy tego typu są korzystne dla budżetu państwa? Otóż odpowiedź wcale nie jest pozytywna. Wpływy do budżetu z tytułu podatku są rodzajem redystrybucji korzyści ze zdarzeń gospodarczych, które już się odbyły. Opłaty licencyjne są natomiast formą kredytu zaciąganego przez budżet, lecz spłacanego przez rynek. W odróżnieniu od innych metod dofinansowywania budżetu (np. obligacje skarbowe) warunki tego specyficznego kredytu nie są znane. Koszty pozyskiwania kapitału przez firmy (pomijając emisje akcji w okresach hossy na giełdzie) są wyższe niż oprocentowanie, jakie państwo płaci za swoje obligacje. W rezultacie kwota zadłużenia krajowego znacząco wzrośnie, co ma dużą szansę wpływu na ranking kredytowy państwa. Droższy kredyt zagraniczny pociąga za sobą spiralę negatywnych zjawisk: obniżenie rentowności gospodarczej, prawdopodobny spadek zatrudnienia, wyższe wydatki z tym związane, wzrost inflacji i tym samym wyższy koszt obsługi państwowego długu. Ten czarny scenariusz wcale nie jest mało prawdopodobny. Dodać to tego należy, że pieniądze (47% opłaty koncesyjnej) zasilą budżet w roku wyborczym, który z oczywistych względów cechuje szereg patologii i politycznych gestów, niekoniecznie pod adresem najbardziej potrzebujących.


Wstępniak     Spis treści     Redakcja     Reklama     Prenumerata     Archiwum