Numer 11 (63) Listopad
W numerze między innymi:
ISDN - utracona szansa ?
Octopus ISDN
Inny telefon, czyli ISDN w praktyce
Internet na cenzurowanym
Aktualne problemy prawne UMTS

Wstępniak
Spis treści
Redakcja
Reklama
Prenumerata
Archiwum
Rocznik :
© Lupus Sp. z o.o.
Departament Regulacji i Polityki Multimedialnej Ministerstwa Łączności przedstawia
Internet na cenzurowanym
Marlena Czarnecka

Na pierwszy rzut oka cenzurowanie Internetu wydaje się bezcelowe i niemożliwe, a mimo tego część państw postanowiła zająć się tą sprawą i wprowadzić stosowne regulacje prawne.

Najdalej pod tym względem posunęła się legislacja australijska. Sprawą zajęły się też Niemcy i USA. W Unii Europejskiej już w styczniu zeszłego roku podjęto decyzję mającą na celu zwalczanie nielegalnych i szkodliwych treści zawartych w globalnej Sieci, a w czerwcu br. uchwalono dyrektywę dotyczącą handlu elektronicznego, która częściowo porusza ten temat. Zatem w czym jest problem i jakie znaczenie mają podobne regulacje prawne?

Nie budzi wątpliwości fakt, że podstawową zaletą Internetu jest wolna wymiana informacji i nieskrępowany dostęp do niej. Nikt nie powinien i nie ma prawa tej wolności ograniczać. Takie stwierdzenie jest ważne tak długo, jak długo prezentowany materiał nie ma znamion przestępstwa. Tutaj pojawia się jednak problem dotyczący określenia tego, co takim przestępstwem jest. Pornografia z powodów obyczajowości społecznej i elementów religijnych często jest stawiana na pierwszym miejscu. Często pomijany jest problem tekstów nakłaniających do przemocy, działania zmierzające do dyskryminacji jakichś grup społecznych, teksty obelżywe oraz swoiste instrukcje obsługi dotyczące na przykład produkcji bomb, narkotyków oraz inne tego typu informacje.

Przestępstwa i wykroczenia, które istnieją poza Internetem, pojawiają się również tam i są już uregulowane w istniejących aktach prawnych. Na przykład wykorzystywanie seksualne dzieci czy narzucanie odbioru treści pornograficznych, mają swoje odbicie w kodeksie karnym. Oczywiście ze względu na charakterystykę Internetu: wybitnie globalny charakter, łatwość umieszczania, kasowania oraz zmiany adresu materiałów, dość duża anonimowość w nadawaniu i odbieraniu treści, specyficzne warunki techniczne oraz szybki, trudny do przewidzenia rozwój stawiają przed legislacją nowe problemy. Trudniejsze jest na przykład wyśledzenie przestępców czy ustalenie osób odpowiedzialnych za pojawienie się określonych treści w Internecie. Niejasna jest sprawa organów odpowiedzialnych za regulacje związane z tym medium. Internet różni się od innych mediów globalnym charakterem, niemożnością regulacji czasu nadawania oraz brakiem bezpośredniego kontaktu internauty ze sprzedającym, który uniemożliwia szybką identyfikację osoby. Nikt nie widzi twarzy, nie może stwierdzić wieku.

Największy problem w kontrolowaniu treści zawartych w Internecie stanowi dostęp dzieci do materiałów w nich zawartych. Tutaj rozwiązań jest kilka. Pierwszym z nich jest instalacja programów filtrujących w komputerach, do których dzieci mają dostęp. Przykładami takich programów są: SurfWatch, Cyberangels, Net Nanny, CyberSitte. Programy filtrujące w uproszczeniu można podzielić na dwa rodzaje: te, które mają w pamięci pewne adresy internetowe oraz skanują po zakazanych słowach kluczowych oraz te dopuszczające tylko z góry określone adresy. Oczywiście filtrowanie nie daje pewnej gwarancji uniknięcia niechcianych treści. Programy mogą dać dostęp do zbyt wielu lub zbyt małej ilości materiałów. Np. słowo seks może znajdować się nie tylko na stronach pornograficznych, ale też w opracowaniach socjologicznych czy na stronach katolickich. Sprawdziłam na przykład filtr automatycznie dołączony do Explorera. Okazało się, że przy zachowaniu z góry zdefiniowanych przez autorów ustawień nie ma praktycznie dostępu do żadnych stron polskich, np. Onet, stron ministerialnych, czy nawet Radia Maryja. Przy filtrowaniu materiałów trudności przysparza też identyfikacja niepożądanych zdjęć i rysunków. Filtracji nie podlega na przykład tekst zapisany jako obrazek. Dość pewnym rozwiązaniem jest wprowadzanie tylko z góry wyznaczonej listy adresów internetowych. Należy się jednak zastanowić, czy warto aż do tego stopnia ograniczać internautów, nawet tych najmłodszych. Sztuka korzystania z Internetu polega przecież, między innymi, na umiejętności efektywnego wyszukiwania, czyli nie tylko umiejętności korzystania ze znanych źródeł, ale przede wszystkim odnajdowania nowych stron i usług. Lepszym rozwiązaniem ochrony dzieci jest umożliwienie rodzicom efektywnego kontrolowania tego, co ich pociechy oglądają w Internecie. Tutaj pomocne są programy monitorujące. Przykładem jest Cyber Snoop, który pozwala uzyskać informacje, na jakie strony i na jak długo użytkownik zaglądał. Z pewną pomocą, aczkolwiek bardziej w celach marketingowych, idą też największe firmy internetowe, które tworzą specjalne konsorcja, mające na celu głównie ochronę dzieci w środowisku on-line. Firmy, takie jak Microsoft Corporation Netscape Communications i Progressive Networks, wyszły z inicjatywą IHPEG (Information Highway Parental Empowerment Group) - grupa wsparcia rodziców na autostradzie informacyjnej. Ich celem jest utworzenie jednolitego i łatwego w użyciu systemu ograniczającego dostęp dzieci do materiałów niepożądanych. Ponadto firmy te pragną doprowadzić do utworzenia jednolitego standardu do klasyfikacji treści. Inne firmy (AT&T, Digital Equipment Corporation, IBM, Sun Microsoft) utworzyły grupę pod nazwą Web Consortium i proponują, aby pole zawierające ocenę było włączone do protokołu HTTP, a użytkownicy przeglądarek czy dostawcy usług podłączenia do Internetu mogli ustalić poziom dopuszczalnego materiału. Ponadto wiele firm internetowych osobiście dba o to, aby niepożądane treści nie pojawiały się na ich stronach, a w razie odkrycia materiałów jawnie naruszających prawo, same znoszą dostęp do nich. Jedna z polskich firm internetowych umieściła na swojej stronie informację co do warunków, na jakich treści mogą być publikowane, podkreślając, że pornografia dziecięca i inne treści zabronione przez polskie prawo będą ścigane i tępione oraz dodatkowo zaznaczając, że w przypadkach szczególnie drastycznych współpracuje z policją.

Zobaczmy więc, jak do tej pory z kwestią prawnej regulacji treści zawartych w Internecie uporały się niektóre państwa. Jak już wspomniałam, najdalej w tym kierunku posunęła się Australia. Tam podstawą legislacji jest poprawka z 1999 r. do Prawa Nadawczego dotycząca usług on-line (Broadcasting Services Amendment (Online Services) Bill 1999). Zgodnie z jej założeniami proponuje się, aby klasyfikacją materiałów niepożądanych zajmowała się Komisja Certyfikująca (Certification Board), ustanowiona przez Ustawę Klasyfikacyjną z 1995 r. (Classification Act 1995). W Prawie Nadawczym proces uznawania materiałów za niewłaściwe oraz ich znoszenia jest szczegółowo opisany. Materiały mają być dzielone na te, które powinny być wycofane oraz na dostępne tylko dla dorosłych, które powinny być w określony sposób znakowane i do których dostęp powinien być ograniczony. Prawo australijskie przewiduje też, w razie potrzeby, rewizję dokonanej już wcześniej klasyfikacji. Wszelkie skargi co do treści obecnych w Internecie rozpatruje Australijska Agencja ds. Nadawania ABA (Australian Boradcasting Authority). Instytucja ta podejmuje też decyzję o konieczności likwidacji określonej strony w Internecie oraz zobowiązuje określone firmy do zniesienia jej.

Ponadto, zgodnie z omówionym powyżej australijskim Prawem Nadawczym, wszystkie firmy i instytucje związane z rynkiem internetowym są zachęcane do brania aktywnego udziału w kontroli treści zawartych w Internecie i zgłaszania wątpliwości do ABA (Australian Broadcasting Authority). Dodatkowo, zgodnie z ustawą, utworzono Kodeks Postępowania, którego celem jest:

  • zapewnienie zaufania do Internetu oraz stymulacja jego wykorzystania,
  • wsparcie systemu zarządzania dostępem do wiadomości zawartych w Internecie, z włączeniem źródeł informacji oraz systemów danych pośrednich,
  • polepszenie rzetelności i dokładności informacji ujawnianych w Internecie,
  • zapewnienie przejrzystego mechanizmu rozwiązywania sporów w przemyśle internetowym i zapewnienie uczciwego i efektywnego wyjaśnienia zażaleń co do firm objętych kodeksem postępowania,
  • zapewnienie dobrych relacji między użytkownikami a przemysłem internetowym.

Prawo australijskie skoncentrowało się głównie na certyfikacji treści, procedurze rozpoznawania i usuwania niepożądanych materiałów oraz zachęcie firm internetowych do współpracy.

W USA były inicjatywy wprowadzenia prawa, które regulowałoby rynek internetowy w bardzo rygorystyczny sposób. Stworzono ustawę o czystości komunikacji (CDA - Communications Decency Act). Jednym z jej postanowień było karanie właściciela serwera, nawet jeśli nie był świadomy tego, co opublikował w Sieci. Sąd Najwyższy uznał jednak nową legislację za niezgodną z konstytucją oraz ustanowił podstawy prawne sprzyjające rozwojowi Internetu w XXI wieku. Próby cenzurowania Internetu spotkały się też ze sprzeciwem internatów. Utworzono akcję pod nazwą Blue Ribbon ("Niebieska wstążka"), zgodnie z którą przeciwnicy cenzury w Internecie mogą umieszczać na swoich stronach niebieskie wstążki, aby zademonstrować poparcie dla wolności w Internecie. Wyniki sondażu przeprowadzonego w Sieci wykazały, że przeciwników cenzurowania treści jest aż 87,5 proc., a zwolenników jedynie 8,33 proc.

Obecnie kontrola treści zawartych w Internecie jest regulowana w USA w niewielkim stopniu. Podstawowym aktem prawnym jest Ustawa o łączności (Communications Act) z 1934 roku. Zgodnie z nią karane jest świadome rozpowszechnianie materiałów dostępnych i szkodliwych dla dzieci. Wówczas mówi się o karach do 50 000 USD lub/i do 6 miesięcy za każdy dzień obecności materiału na stronie. Wyłącza się jednak od odpowiedzialności osoby, które w jakikolwiek sposób zapewniają dostęp do Internetu lub usługi w nim świadczone, ale nie są autorami treści i umieszczenie materiałów odbyło się bez ich inicjatywy. Tak więc zgodnie z prawem amerykańskim dostawca usług internetowych w zakresie odpowiedzialności karnej nie może być traktowany tak jak wydawca. Czasem wymagane jest tylko, aby stosował u siebie taką kontrolę, która ograniczy dzieciom możliwość poznawania szkodliwych treści poprzez:

  • wymaganie użycia karty kredytowej lub debetowej, specjalnego kodu dostępu dla dorosłych lub osobistego numeru indentyfikacyjnego dorosłego,
  • wprowadzenie cyfrowego certyfikatu sprawdzającego wiek,
  • w jakikolwiek inny rozsądny i wykonalny sposób.

Dodatkowo w prawie amerykańskim w zakresie ochrony dzieci w środowisku online zaproponowano utworzenie specjalnej komisji, której zadaniem byłoby prowadzenie badań nad możliwościami ograniczania dostępu dzieci do materiałów niepożądanych. Komisja taka miałaby składać się z osób związanych z:

  • przemysłem zapewniającym programy filtrujące i blokujące,
  • przemysłem zapewniającym dostęp do Internetu,
  • portalami i firmami oferującymi inne przeglądarki,
  • udostępnianiem domen,
  • udostępnianiem tekstów w Internecie.
  • jednostkami naukowymi zajmującymi się technologią.

Tak więc prawo amerykańskie piętnuje przede wszystkim świadome rozpowszechnianie materiałów szkodliwych dla dzieci oraz brak dbałości o ograniczenie dostępu nieletnich do niektórych treści.

W Unii Europejskiej istnieją dwa główne dokumenty regulujące treści zawarte w Internecie. Pierwszym jest dyrektywa nr /31/EC z 8 czerwca br., która dotyczy aspektów prawnych usług w społeczeństwie informacyjnym, a w szczególności handlu elektronicznego na rynku wewnętrznym. Legislacja ta reguluje przede wszystkim odpowiedzialność poszczególnych podmiotów co do materiałów rozpowszechnianych za pomocą Internetu oraz zachęca do tworzenia kodeksu postępowania w branży komputerowej. Odpowiedzialność dostawców Internetu oraz podmiotów odpowiedzialnych za transmisję danych ustala art. 12 dyrektywy. Zgodnie z jego założeniami, firmy internetowe nie są odpowiedzialne za transmisję danych, pod warunkiem że:

  • nie inicjują transmisji,
  • nie wybierają odbiorcy przekazu,
  • nie wybierają ani nie zmieniają przesyłanej informacji.

W prawie Unii Europejskiej szczegółowo określa się też odpowiedzialność podmiotów świadczących usługi przechowywania na swoich stronach materiałów na życzenie użytkowników informacji (tzw. hosting). Zgodnie z art. 14 dyrektywy dostawcy usług nie są odpowiedzialni za informacje przechowywane na stronach, pod warunkiem że:

  • nie są świadomi tego, że prowadzona jest nielegalna działalność oraz nie są im znane fakty ani warunki, z których wynika w sposób oczywisty nielegalność,
  • dostawca usług, zaraz po otrzymaniu informacji o nielegalności publikowanych przez niego materiałów, niezwłocznie podejmie kroki w celu usunięcia ich bądź zablokuje do nich dostęp.

Dyrektywa /31/EC podkreśla także nieważność powyższych postanowień w razie, gdy użytkownik informacji jest zależny od providera. Ponadto art. 15 dyrektywy zakłada, że podmioty świadczące usługi w Sieci nie mają obowiązku monitorowania przesyłanych bądź przechowywanych przez nie informacji. Prawo zwalnia je też z obowiązku przeszukiwania zasobów w celu wskazania nielegalnej działalności. Państwa członkowskie mogą jedynie nałożyć na podmioty świadczące usługi internetowe obowiązek natychmiastowego informowania odpowiednich jednostek administracyjnych o nielegalnych działaniach zaobserwowanych w Internecie.

Drugi dokument obowiązujący w Unii Europejskiej to decyzja nr 276/1999/EC Parlamentu Europejskiego i Rady Europejskiej z 25 stycznia 1999 r., która dotyczy przyjęcia wieloletniego planu w sprawie promowania bezpieczniejszego korzystania z Internetu i zwalczania nielegalnych oraz szkodliwych treści w globalnych sieciach. Dokument ten zakłada przyjęcie długookresowego planu działania, według następujących zasad:

  • zapewnienie bezpieczniejszego środowiska internetowego przez współpracę między firmami, zapewnienie sprawnie działającego systemu samoregulacji oraz utworzenie europejskiej sieci hot-line,
  • rozwinięcie systemów kodowania i klasyfikacji,
  • zachęcenie do akcji mających na celu działalność informacyjną o zagrożeniach Internetu oraz możliwości przeciwdziałania im,
  • wprowadzenie podstaw prawnych na arenie narodowej i międzypaństwowej.

W Polsce nie istnieje żaden dokument wprost regulujący treści zawarte w Internecie. W praktyce są jednak możliwości kontrolowania ich. Prawo co prawda nie karze właścicieli serwerów, ale za to karze za sam fakt narzucania komuś oglądania treści pornograficznych (art. 202 par. 1 kk). Treści pornograficzne mogą więc występować na stronach internetowych, lecz dostęp do nich musi wymagać świadomego działania. W praktyce każdy obywatel, który zauważył pojawienie się treści mających znamiona przestępstwa, może złożyć doniesienie do prokuratury bądź do działu zajmującego się przestępczością komputerową w Komendzie Głównej Policji lub wprost do administratora serwera. W razie treści, które nie powinny znajdować się w Internecie, najskuteczniejszy jest ten ostatni sposób. Często strony bezspornie szkodliwe są natychmiast po zgłoszeniu usuwane przez administratorów sieci. Dużo mniej skuteczne jest zgłoszenie przestępstwa do prokuratury, która nie ma obowiązku rozpoczęcia dochodzenia. Takie zgłoszenie jest jednak wskazane w razie poważnych przestępstw.

Ze względu na globalny charakter Internetu prawdziwa ochrona przed pojawianiem się niepożądanych treści nie będzie możliwa bez współpracy międzynarodowej, gdyż przestępstwa coraz częściej zaczynają mieć globalny charakter. Należy więc zadbać o to, aby poważne wykroczenia popełniane za pomocą Internetu mogły być w jak najskuteczniejszy sposób ścigane, a rodzice - oprócz możliwości edukacyjnych - mieli też inne narzędzia do ochrony dostępu ich dzieci do materiałów szkodliwych.

Autorka jest głównym specjalistą Departamentu Regulacji i Polityki Multimedialnej Ministerstwa Łączności.


Wstępniak     Spis treści     Redakcja     Reklama     Prenumerata     Archiwum